31 sierpnia 2010, wtorek

Baza turystyczna nad Sljudjanką (ta z jednookim barmanem)
Wczoraj Molarowie wrócili o dwudziestej i oznajmili nam nowinę: na Piku Czekanowskiego podjęli dość ważną decyzję odnośnie wspólnej przyszłości, tak więc jutro mamy podwójny powód do świętowania: powrót do cywilizacji oraz zaręczyny przyjaciół.
Na kolację usmażyliśmy resztkę kaszy jęczmiennej i gryczanej z cebulą i dwiema konserwami i popiliśmy gorzką herbatą. Noc jak zwykle była mroźna. Na śniadanie zjedliśmy kanapki z pasztetem i konserwą rybną i poprawiliśmy jednym snickersem na rodzinę. O trzynastej wyruszyliśmy z nad Jeziora Serce w drogę powrotną. Tym razem wszyscy szli z plecakami (oprócz mnie naturalnie), tak więc wdrapanie się na przełęcz było koszmarne. Nad przełęczą zaczęły się zbierać ciemne chmury, przyśpieszyliśmy więc i wkrótce zeszliśmy do stacji meteorologicznej, gdzie chcieliśmy zakupić chleb i makaron na kolację, ale okazało się, że jest nieczynna z powodu...  końca wakacji.
Postanowiliśmy zatem zejść jeszcze niżej, do tour bazy, w której spaliśmy w pierwszy dzień. Ta tour baza również była zamknięta, ale barak w którym spaliśmy ostatnio był otwarty, zatem śpimy w tej samej brudnej izbie, tym razem już za darmo, ale za to bez piwa. Właśnie zjedliśmy dosyć kiepski posiłek - chińskie zupki z konserwą. Na jutrzejsze śniadanie została nam jedna zupka chińska na rodzinę plus jeden gorący kubek i topiony serek na głowę. Trochę już śmierdzimy – ostatnia gorąca kąpiel (czyli bania) miała miejsce w Sljudiance sześć dni temu... Natomiast jutro w tour bazie zamówimy sobie banię i zrobimy prawdziwą ucztę: kupimy mięso na kotlety, pierożki, warzywa na sałatkę i napijemy się najpierw piwa, a potem wódki zaręczynowej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz