29 sierpnia 2010, niedziela

Obóz nad jeziorem Serce
Noc była dosyć chłodna, postanowiliśmy więc z Grześkiem złączyć nasze śpiwory (a raczej śpiworki), ale i tak zmarzliśmy. Rano wszystko było pokryte szronem i parowało. Plan pierwotny zakładał, że zostawiamy z Grześkiem namioty w tour bazie, idziemy najpierw na Pik Czerskiego, potem na Pik Czekanowskiego i wracamy do bazy. Rano plan uległ jednak modyfikacji i postanowiliśmy wraz z Molarami i wszystkimi gratami iść na Pik Czerskiego, przespać się nad Jeziorem Czortowym, a jutro wyjść na Pik Czekanowskiego. Ostatecznie stało się jeszcze inaczej, ale o tym za chwilę.
Wyszliśmy po jedenastej, a zatem jest postęp, codziennie wychodzimy wcześniej. Grzesiek biedak znowu niósł wszystko, a ja nic (oprócz aparatu, który trochę jednak waży). Dzień był piękny, a trasa przyjemna. Najpierw szło się przez las, potem granią. Później zaczęło się ostre podejście pod górę na przełęcz pod Pikiem. Od przełęczy podeszliśmy jeszcze kawałek do góry i wtedy zaczęła się prawdziwa zabawa... Trzeba było pokonać grań, która sama w sobie może nie byłaby taka straszna – ot, taka Kozia Przełęcz, tyle że bez łańcuchów – ale dla kogoś dźwigającego 25 kilogramów była dość niebezpieczna. Musieliśmy się trochę powspinać, pospuszczać, trochę pobalansować, pospacerować po wąskich krawędziach, potrzymać rękami gładkiej skały i tym podobne. Strasznie bałam się o Griszę, który niósł ogromny i ciężki plecak, a on z kolei bał się o mnie i moje kolano. I tak bojąc się nawzajem o siebie, pokonaliśmy grań i nieco wyczerpani psychicznie weszliśmy na Pik, gdzie zjedliśmy resztę chleba ze śniadania z serkiem topionym, trochę rodzynek z racji wojskowej i, grzejąc się w słońcu, czekaliśmy na Molarów.
Porozmawialiśmy też z innymi turystami i okazało się, że trasa nad Jezioro Czortowe wcale nie będzie taka łatwa, gdyż trzeba będzie zejść z Piku nad Jezioro Serce, wejść jeszcze raz na górę i znowu zejść na dół, co czasowo może być trudne do wykonania... Po przyjściu Molarów postanowiliśmy przespać się dziś nad Jeziorem Serce. Swoją drogą, rozdzielanie się z Molarami nie za dobrze nam idzie, co chwilę się spotykamy i śpimy w tych samych miejscach...
Szlak prowadzący z Piku nad Jezioro Serce wydawał się trochę stromy, ale całkiem łatwy. Niestety, wydawał się taki tylko z góry i tylko przez krótką chwilę. Pomijając fakt, że miałam chore kolano, a schodzenie nawet w przypadku zdrowych kolan najprzyjemniejszym zajęciem nie jest, to: ścieżka schodziła ostro w dół, ze średnim nachyleniem 45 stopni, pełno było na niej ziemi i osuwających się kamieni. W pewnej chwili ścieżka postanowiła pobiec sobie tuż nad przepaścią, a jedyną barierę stanowiły krzaki. Pomyślałam sobie, że jeśli moje kolano TO wytrzyma, to już nie ma dla naszego zespołu (ja plus kolano plus Grisza plus Molarowie) rzeczy niemożliwych...
W pewnym momencie ścieżka zniknęła, a my stanęliśmy nad przepaścią, już nie mając krzaków służących za barierę, co wskazywało na to, że się zgubiliśmy... Musieliśmy więc wspiąć się z powrotem pod górę, trzymając się trawy i krzaków. A w dole mieniło się w słońcu turkusowe Jezioro Serce otoczone górami. Taki koszmar w tak pięknej scenerii... W końcu ja i Grisza zeszliśmy na dół i od razu rozbiliśmy namiot aby go wysuszyć. Ja poszłam się wykąpać i wyprać bieliznę korzystając z ostatnich promieni zachodzącego za góry słońca.
W między czasie przyszli Molarowie i dowiedzieliśmy się, że tam w górze Molar o mało nie uległ wypadkowi, ponieważ plecak go pociągnął w dół i już się zaczął staczać, ale na szczęście zatrzymał się na krzakach... Taki to był łatwy i przyjemny szlak.
Teraz chłopcy rozpalają ognisko, Aśka kroi cebulę, ja piszę, a wszyscy w czwórkę marzymy o sałatce warzywnej i jajach gotowanych na twardo. Nie wiem dlaczego wciąż to sobie robimy – mając przed sobą wizję zjedzenia kaszy z konserwą, zaczynamy wyobrażać sobie co zjemy gdy wrócimy do cywilizacji, po czym jemy ową kaszę z konserwą, a w nocy śnią nam się różne ciekawe rzeczy, na przykład, że jesteśmy demonami, które zabijając różne stworzenia zamieniają je w pieczone świnie, bądź w pieczone kurczaki (w zależności od wielkości), a drzewa w wafle.
Kiepska sprawa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz