26 sierpnia 2010, czwartek

Dworzec w Wicherowce
Wczoraj na dworcowych schodach zjedliśmy naszą wymarzoną, wytęsknioną kolację, mianowicie: kanapki! Prawdziwe kanapki z pasztetem, pomidorem i cebulą! Potem wsiedliśmy do pociągu, zaznajamiając się przy okazji z miłym Hiszpanem z Barcelony – Eduardo, w skrócie Edim. Dziś cały dzień siedzieliśmy razem w boksie opowiadając sobie nawzajem nasze przygody, a  teraz czekamy w Wicherowce na przesiadkę.
Wieczór
Pociąg do Irkucka, gdzieś na zachodnim brzegu Bajkału
Eduardo znowu siedzi z nami i opowiada historie ze swego bujnego życia podróżnika. Człowiek ten ma 43 lata, żonę artystkę, która potrzebuje samotności i część roku spędza w chatce w górach, malując obrazy. W tym czasie Edi podróżuje, ale nie mówi żonie całej prawdy o swoich wyprawach, gdyż nie chce, aby się o niego martwiła. Mówi jej na przykład, że idzie sobie pochodzić po lesie, a w rzeczywistości jedzie na Syberię i przebija się przez tajgę, pokonuje brody, śpi pod namiotem, czyli robi dokładnie to samo co my, ale w pojedynkę. Kiedyś pojechał do Iranu i został tam aresztowany. Spędził w więzieniu trzy dni i do tej pory nie wie za co. Ale, jak to wyraził: "It was very interesting experience. Everybody should spend some time in an Iranian jail (ang. To było bardzo interesujące doświadczenie. Każdy powinien spędzić trochę czasu w irańskim więzieniu). Pomijając ten drobny incydent z więzieniem, kraj ten zrobił na nim wspaniałe wrażenie, a Irańczycy to podobno przemili ludzie. Zdarzyło się w Iranie, że nie mógł trafić do pewnego miejsca, a wtedy przypadkowo napotkany przechodzień zamówił dla niego taksówkę i zapłacił taksówkarzowi za zawiezienie go dokładnie w to miejsce, którego szukał. Innym razem był w Indiach na ekspedycji, gdzie zdobywał jakąś górę. Miał już zarezerwowany bilet powrotny na samolot, ale zmienił plany i wracał do Barcelony... autobusem. Przez cztery miesiące jechał do Europy przez Pakistan, Afganistan, Iran i Turcję. Oczywiście, mógł się przechwalać, ale wszystkie te szczegóły opowiadał dopiero wtedy, gdy się konkretnie o nie zapytaliśmy, poza tym mówił o tym, jakby to było dla niego czymś kompletnie naturalnym. Dobrze, że ma taką żonę, jaką ma.
Tak w ogóle, to mam nową ksywkę - Herr Flick.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz