21 sierpnia 2010, sobota

Nadbajkalska plaża, okolice chatki Koli, kilkanaście kilometrów na północ od ujścia Tompudy

Po wczorajszych przygodach spaliśmy jak zabici. Rano deszcz przestał padać. Moje kolano sprawowało się odrobinę lepiej – mogłam nim lekko poruszać, ale chodzenie było nadal wykluczone. Chłopcy wrócili do wioski Wasilija z zamiarem pożyczenia łódki i odtransportowania mnie gdzieś, gdzie można wezwać pomoc (czyli kuter rybacki). Przed wyjściem Molar ustawił na plaży wiecheć z patyków, żeby było wiadomo gdzie dobić. Po kilku godzinach oczekiwania Aśka usłyszała plusk. Wyszła więc na plażę i ujrzała chłopców wiosłujących maleńką łupinką po Bajkale. Gdy chłopcy dopłynęli, szybko skończyliśmy pakowanie, wrzuciliśmy cztery plecaki na łódkę i wsiedliśmy do niej w trójkę: ja, Grisza i Molar. Nie byliśmy pewni, czy łódka wytrzyma ciężar czterech osób i czterech plecaków, więc Aśka na wszelki wypadek miała iść plażą. Planowaliśmy podpłynąć w pobliże chaty Wasilija, poczekać tam na kuter rybacki i wrócić nim do Siewierobajkalska. Wyruszyliśmy więc i niebawem ujrzeliśmy Wasilija, który szedł brzegiem i wołał do nas. Grisza nie do końca go zrozumiał, podpłynęliśmy więc do brzegu, Wasilij wsiadł i dał znak Aśce, żeby również wsiadła. Powiedział nam, że lepiej będzie płynąć do następnej „wioski”, gdzie mieszka rybak o imieniu Kola, gdyż tam będziemy mieć większą szansę na złapanie kutra. Wasilij zaczął wiosłować i wtedy mogliśmy się przyjrzeć jego wybrakowanym dłoniom. Od razu nam się nasunęło na myśl, że, jako cieśla, musiał stracić je przy pracy. Okazało się jednak, że w zimie 1976 roku odmarzły mu podczas polowania. Stopy też mu odmarzły, ale jakoś odtajały, ale ręce już nie. Zimą jest tu około minus 40 stopni... W’ot Sybir.
Płynęliśmy sobie tak ponad godzinę, w międzyczasie chmury podniosły się i ukazał się przepiękny widok na góry po zachodniej stronie Bajkału. Było jednak strasznie zimno. Wreszcie dopłynęliśmy do wioski Koli. Było już dosyć późno, a Wasilij musiał jeszcze dziś wrócić do swojej wioski. Zapytał nas, czy mamy spirytus – niestety, nie mieliśmy, chociaż w tych okolicznościach też by nam się przydał. Nie mieliśmy za bardzo czym mu się odwdzięczyć, więc dostał czekoladę, bochenek chleba i konserwę. Chyba się ucieszył... Kola w tym czasie wlazł na dach swojej chatki usiłując stamtąd wezwać kuter przez radio, ale nie mógł złapać zasięgu. Dowiedzieliśmy się później, że kuter przypłynie (albo i nie przypłynie) za dwa dni, więc było jasne, że możemy rozbijać obóz. Na szczęście dla nas wyszło słońce, więc mogliśmy zacząć suszyć rzeczy.
Rozbiliśmy się na plaży jakieś sto metrów za chatą Koli, a ja wykąpałam się i zrobiłam pranie sobie i Griszy. Komary i meszki gryzą tutaj jak szalone, a według Koli lato w tym roku jest wyjątkowo chłodne, dzięki czemu komarów jest mało… Kąpiel była bardzo bolesnym przedsięwzięciem. Aby zminimalizować ilość ugryzień, myłam się na raty: najpierw ściągnęłam górną warstwę ubrań, założyłam górę od kostiumu i umyłam ramiona, pachy, szyję. Potem szybko się wytarłam, założyłam polar i posmarowałam dół pleców Deetem. Następnie zdjęłam nakomarnik, umyłam twarz i uszy i od razu założyłam go z powrotem. Później ściągnęłam dolną część odzieży, umyłam się, od razu założyłam bieliznę, następnie umyłam nogi, założyłam spodnie. Na końcu umyłam stopy i od razu popryskałam je Deetem. Robiłam to wszystko w ekspresowym tempie, a i tak wstrętne insekty zżarły mnie okrutnie. Zaraz po mojej kąpieli rozpoczął się spektakularny zachód słońca na tle gór i Bajkału, urozmaicony przez powoli podnoszące się chmury. Zrobiłam mnóstwo zdjęć i niniejszym zapełniłam moją pierwszą dwugigową kartę.
W między czasie Grisza nazbierał grzybów i kupił od Koli ryby – cztery omule i jednego wielkiego lenoka. Na kolację zjedliśmy więc zupę grzybową z kaszą na dwóch kostkach rosołowych, dwa smażone omule i smażonego lenoka. Było to pyszne. Jak nie trudno się domyślić, tutaj wszystko jest pyszne, głównie dlatego, że w ogóle JEST. Dwa omule zostały na śniadanie – Grisza wypatroszył je i zasolił na noc. Na dobry koniec dnia zagotowaliśmy garnek herbaty. Zaraz idziemy spać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz