13 sierpnia 2010, piątek

Kolej transsyberyjska relacji Moskwa-Tynda
Syberia, miejsce nieokreślone

Upały się skończyły. Wczoraj w nocy mieliśmy zamknięte okno, a dziś rano na postoju padał deszcz i szacujemy, że na zewnątrz jest dwadzieścia kilka stopni. Na śniadanie jedliśmy chleb z pasztetem, kiełbasą oraz warzywami prosto z ogródka – pomidorami, ogórkami i cebulą. Warzywa pachniały niesamowicie, to znaczy jak prawdziwe, niechemiczne pomidory, ogórki i cebula. Oprócz tego kupiliśmy bliny z serem na słodko. Od razu też zatroszczyliśmy się o obiad – po dwa pierożki z kapustą na głowę. Krajobraz za oknem w dalszym ciągu podobny – tylko drzewa trochę bardziej zbite, więcej krzaków i polan. Niebo jest zaciągnięte chmurami.

Popołudnie, gdzieś za Nowosybirskiem

Dopiero teraz zorientowaliśmy się, że godziny odjazdów i postojów pokazywane są według czasu moskiewskiego, natomiast życie w wagonie toczy się według czasu lokalnego. Dlatego też wszyscy coraz wcześniej chodzą spać. Teraz na przykład zapada powoli zmrok, w pociągu zapalają się światła i ludzie szykują się do snu. A przecież wstaliśmy około dziesiątej, czyli zaledwie jakieś osiem godzin temu. No i co tu robić? Już mi się totalnie wszystko pomieszało.

Dziś staliśmy w Nowosybirsku – podobno jest to największe miasto na Syberii. Zakupiliśmy trzy półtoralitrowe butelki piwa, co wywołało wielką wesołość pani w sklepie. Trzymała te trzy butelki w ramionach, nie mogąc nic więcej zrobić z rękami i śmiała się do nas.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz