8 września 2010, środa

Pociąg do Nauszek, kilkaset kilometrów od granicy z Mongolią
W miarę upływu czasu, krajobraz robi się coraz bardziej stepowy. W pociągu jadą z nami żołnierze, którzy oddają się głównie spaniu oraz jedzeniu wyrafinowanego posiłku składającego się z chleba i kaszy manny. Rozumiemy ich ból aż za dobrze.
Wczorajszego wieczoru, o dziwo, nie zdarzyło się już nic absurdalnego. Pobudka nastąpiła o piątej trzydzieści. Spakowaliśmy się szybko, aby zdążyć na pociąg do Nauszek. O szóstej przyjechał po klucze mąż naszej gospodyni i zawiózł nas na stację. Po wejściu do pociągu zjedliśmy nasze typowe śniadanie, czyli chleb, pasztet, serek, pomidory i wafelki. Teraz układamy się do snu. Za sześć godzin będziemy w Nauszkach, gdzie przesiadamy się na marszrutkę do Suche Bator. Jedziemy tam czyści i wymyci, co jest przedziwnym uczuciem.
Popołudnie
Dworzec w Suche Bator
Po wyjściu z pociągu w Nauszkach zaczęły się pierwsze problemy. Okazało się bowiem, że marszrutki z Nauszek do Suche Bator nie jeżdżą i trzeba najpierw dostać się do Kiachty, znaleźć bus, który przewiezie nas przez przejście graniczne (nie można przekraczać go pieszo), a dopiero za przejściem można szukać transportu do Suche Bator. Dorwaliśmy więc miejscowego kierowcę, który zawiózł nas do Kiachty za 600 rubli. Ciął po drodze z prędkością 100 km na godzinę i nie miał zapiętych pasów, ale droga była pusta, więc nie było się z czym zderzyć. Wreszcie dotarliśmy do granicy i tam zaczęły się nasze perypetie. Początkowo nie mogliśmy znaleźć marszrutki - w jednej były tylko dwa miejsca wolne, druga była za droga. Wreszcie znaleźliśmy kierowcę, który zaoferował się, że zawiezie nas do Suche Bator za 250 rubli od osoby. Odrzekliśmy, że mamy tylko 800 i więcej nie możemy mu dać (wtedy myśleliśmy, że jest to prawda). On nam na to, że w takim razie może nas zabrać tylko do jakiejś mieściny przed Suche Bator, której nazwa zaczynała się na M. Tak sobie z nim negocjowaliśmy, a że był nieugięty, oznajmiliśmy, że w takim razie jedziemy z innym kierowcą za 200 rubli na dwa razy - wtedy dał się przekonać. Wsiedliśmy do busa (co przyniosło nam wielką ulgę, bo na zewnątrz panował upał, a w środku było dość chłodno) i siedzieliśmy w nim przez godzinę, podczas której nic ciekawego się nie stało. Grisza wyznał nam wtedy, że w kieszeni ma jeszcze ukryte 150 rubli na czarną godzinę. Siedzieliśmy tak i czekaliśmy, aż zapełni się bus, a przynajmniej myśleliśmy, że właśnie na to czekamy. Początkowo razem z nami siedziało kilka Mongołek, ale nagle... ktoś coś krzyknął, zrobił się rumor, Mongołki chwyciły za toboły i pobiegły do busa, który stał kilkanaście metrów dalej. Na to wszystko nasz kierowca wpadł do środka, odpalił silnik i pojechał kawałek w stronę bramy. Wtedy znowu podniósł się wrzask, pasażerowie wyskoczyli z tamtego busa i zaczęli wskakiwać z powrotem do naszego. Niesamowity widok. Niestety, kierowca nagle się zatrzymał i wszyscy wyszli na zewnątrz. Sytuacja powtórzyła się jeszcze kilka razy, wreszcie, po kilku takich „cyklach” nasz bus (w którym zdążyliśmy się już mocno zadomowić) ruszył na dobre, a podróżni stojący na zewnątrz rozpoczęli całe przedstawienie od nowa, w szaleńczym pędzie wskakując do środka jadącego pojazdu. Ostatecznie w busie jechało dwukrotnie więcej pasażerów niż było miejsca oraz... miska jajek, której właścicielka nie zdążyła wsiąść.
Kontrola paszportowa odbywała się w szalonym tempie. Kazano nam wysiąść z busa, zabrać plecaki i wejść do budynku kontroli granicznej. Na wszelki wypadek zrobiłam zdjęcie rejestracji busa, chociaż nie sądzę, żeby nam to mogło w jakiś sposób pomóc... Na odprawie zapytano nas o registrację (pieczątkę potwierdzającą tymczasowy pobyt w Rosji), której oczywiście nie mieliśmy, z racji tego, że spaliśmy przeważnie w lesie, do tego każdego dnia gdzie indziej. Wszyscy napotkani przez nas ludzie twierdzili, że na granicy musimy po prostu powiedzieć, że w Rosji spaliśmy pod namiotami i dlatego pieczątki nie posiadamy. Miało nie być problemu.
Na granicy okazało się, że problem jest.
Griszę wzięto do jakiegoś pokoju na spytki, a nam polecono czekać. Ponieważ Grisza mówi po rosyjsku, kazano mu dzwonić do jakiegoś ministerstwa i tłumaczyć całą sytuację. Nie wiadomo jakby się to skończyło, gdyby nie fakt, że przed wyjściem w Dolinę Tompudy poinformowaliśmy „władze” o naszych planach. W związku z tym władze wiedziały o nas i łaskawie pozwoliły celniczkom na wypuszczenie nas z Rosji. Uff...
Dalej pokierowano nas do mongolskiego budynku, w którym atmosfera była już o wiele luźniejsza. Wypełniliśmy kilka karteczek, celnik zapytał się nas czy przewozimy narkotyki, pośmialiśmy się, pokręciliśmy tu i tam i wskoczyliśmy z powrotem do busa. Wcisnęliśmy się na tylne siedzenia, busik pojechał jeszcze pięćset metrów, po czym zatrzymał się. Kierowca polecił nam przesiąść się do innego samochodu, który był już opłacony i miał zawieźć nas do Suche Bator. Załadowaliśmy cztery plecaki do bagażnika, a że bagażnik w tej sytuacji nie miał szans się zamknąć, pan kierowca spiął go linką z haczykiem. Na tym etapie podróży takie rzeczy nie robiły już na nas najmniejszego wrażenia. Co ciekawe, jako zapłatę za nasz transport, kierowca oprócz pieniędzy dostał ową miskę jajek, której właścicielka nie zdążyła wskoczyć do marszrutki.
Do Suche Bator dojechaliśmy dosyć szybko. Od razu poszliśmy na dworzec i tu nastąpiła przykra niespodzianka: okazało się, że na naszych biletach widnieje data jutrzejsza. Nie za bardzo wiemy jak do tego doszło, wygląda na to, że zaszła drobna pomyłka. Ponadto, okazuje się, że tu jest godzina wcześniej niż myśleliśmy, czyli siedemnasta zamiast osiemnastej i też nie za bardzo wiemy dlaczego tak jest i gdzie do cholery zgubiliśmy jedną godzinę... Przecież jesteśmy na podobnej wysokości geograficznej co Ułan Ude, a pomimo tego czas jest tutaj inny. W związku z tym mamy cichą nadzieję, że w tym dziwacznym świecie szalonych marszrutek i zagubionych godzin nasze bilety w jakiś cudowny sposób zadziałają. Na razie siedzimy i czekamy, aż otworzą dworzec, a co za tym idzie - kasy i ubikacje. Stanie się to dopiero o osiemnastej, ponieważ przez Suche Bator przejeżdżają tylko dwa pociągi dziennie – rano i późnym popołudniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz