Pekin, knajpka przy Dworcu Zachodnim
Udało nam się wysiąść w Erhan po zmianie podwozia.
Gdy weszłam do sklepu spożywczego przy stacji, myślałam, że oszaleję ze szczęścia: przede wszystkim było tam mnóstwo owoców: jabłka, melony, banany, pomarańcze, pomelo, a także mnóstwo dań chińskich, słodycze, orzechy, pistacje, różne rodzaje herbaty w butelkach i wszystko to bajecznie tanie... Cóż to za odmiana po Mongolii!
Spałam tej nocy jak zabita. Rano zjedliśmy sobie po chińskim daniu, a o czternastej dojechaliśmy na dworzec centralny w Pekinie. Na początek poszliśmy do banku zakupić juany, gdyż w Chinach nie można tego zrobić w żadnym innym miejscu. W banku każdy dostaje numerek i czeka na swoją kolej. Numerki te działają według jakiejś dziwnej logiki, np. najpierw pojawia się 223, potem 218, za chwilę 244, tak więc czekaliśmy na swoją kolej godzinę. Żeby wymienić pieniądze, trzeba pokazać paszport z ważną wizą. Bank nie chciał nam wymienić jednego studolarowego banknotu, ponieważ był lekko pognieciony. Po wizycie w banku usiłowaliśmy kupić rozmówki angielsko-chińskie, ale z powodu problemów komunikacyjnych nie udało nam się tego dokonać. Zakupiliśmy jeszcze bilety na pociąg do Xi’an na ten sam wieczór, po czym pojechaliśmy na Dworzec Zachodni. Autobusy miejskie jeżdżą tu bardzo szybko, ponieważ mają wydzielony osobny pas ruchu, a w każdym z nich siedzi bileter w niebieskim mundurze. Dworzec Zachodni jest wielkości małego miasta, jeszcze tam nie weszliśmy, na razie siedzimy w sieciowej knajpce na przeciwko dworca. Zjedliśmy po chińskiej zupie, a za chwilę idziemy na pociąg. W Xi’an będziemy o 8:19 rano i zamierzamy zobaczyć Armię Terakotową, a wieczorem w ten sam dzień chcemy złapać pociąg do stolicy Syczuanu, Chengdu.
Gdy weszłam do sklepu spożywczego przy stacji, myślałam, że oszaleję ze szczęścia: przede wszystkim było tam mnóstwo owoców: jabłka, melony, banany, pomarańcze, pomelo, a także mnóstwo dań chińskich, słodycze, orzechy, pistacje, różne rodzaje herbaty w butelkach i wszystko to bajecznie tanie... Cóż to za odmiana po Mongolii!
Spałam tej nocy jak zabita. Rano zjedliśmy sobie po chińskim daniu, a o czternastej dojechaliśmy na dworzec centralny w Pekinie. Na początek poszliśmy do banku zakupić juany, gdyż w Chinach nie można tego zrobić w żadnym innym miejscu. W banku każdy dostaje numerek i czeka na swoją kolej. Numerki te działają według jakiejś dziwnej logiki, np. najpierw pojawia się 223, potem 218, za chwilę 244, tak więc czekaliśmy na swoją kolej godzinę. Żeby wymienić pieniądze, trzeba pokazać paszport z ważną wizą. Bank nie chciał nam wymienić jednego studolarowego banknotu, ponieważ był lekko pognieciony. Po wizycie w banku usiłowaliśmy kupić rozmówki angielsko-chińskie, ale z powodu problemów komunikacyjnych nie udało nam się tego dokonać. Zakupiliśmy jeszcze bilety na pociąg do Xi’an na ten sam wieczór, po czym pojechaliśmy na Dworzec Zachodni. Autobusy miejskie jeżdżą tu bardzo szybko, ponieważ mają wydzielony osobny pas ruchu, a w każdym z nich siedzi bileter w niebieskim mundurze. Dworzec Zachodni jest wielkości małego miasta, jeszcze tam nie weszliśmy, na razie siedzimy w sieciowej knajpce na przeciwko dworca. Zjedliśmy po chińskiej zupie, a za chwilę idziemy na pociąg. W Xi’an będziemy o 8:19 rano i zamierzamy zobaczyć Armię Terakotową, a wieczorem w ten sam dzień chcemy złapać pociąg do stolicy Syczuanu, Chengdu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz