22 września 2010, środa

Gdzieś w drodze powrotnej do Mörön

Ku naszemu ogromnemu zdziwieniu, jedziemy właśnie po asfalcie, a zatem mogę coś napisać. Trochę żałuję, że jeździmy po takich wertepach, bo jazda byłaby idealną porą na pisanie, a tak to muszę się szarpać i pisać na szybko wieczorami, aby zdążyć przed zmrokiem, tudzież brać do ręki zeszyt i długopis na każdym postoju, aby wykorzystać chociaż te kilka minut. Ale znowu: życie. Nikt nie mówił, że wyprawowy dziennikarz ma łatwo.
Poprzednia noc nie była aż tak zimna jak się zapowiadało wieczorem. Niestety, musiałam wstawać na sikanie, a wraz ze mną wstał i Grisza oraz psy, które przywędrowały za nami aż z okolic jurty gościnnych nomadów.
Rano woda tradycyjnie zamarzła i było niesamowicie mroźno. Nie byliśmy zbyt rozmowni podczas śniadania, szybko zebraliśmy majdan i wróciliśmy do Handy, bo ta temperatura naprawdę wysysała z nas wszelkie siły.
Byłoby na tyle, jeśli chodzi o asfalt.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz