11 września 2010, sobota

Charchorin

Właśnie wyszliśmy z klasztoru Erdene Dzuu, jednego z niewielu, które się ostały po religijnych czystkach przeprowadzonych w latach 30 z rozkazu Stalina. Prawie wszystkie klasztory zostały wtedy ograbione i zniszczone, a mnichów wymordowano bądź przepędzono. Z 750 klasztorów zostało jedynie kilka, z czego najbardziej okazałe to: Erdene Dzuu w Karakorum, klasztor Gandan w Ułan Bator oraz Amarbajasgalant Chijd w północnej Mongolii.

Erdene Dzuu to bardzo rozległy kompleks, otoczony białym murem z wieżyczkami. Na terenie klasztoru działa mała, czynna od niedawna świątynia, w której mnisi mamroczą swoje mantry i jedzą białą zupę z małych miseczek. Jak się później przekonaliśmy, w klasztorach buddyjsko-tybetańskich znajdują się metalowe cylindry z wypisanymi na nich modlitwami, które przy mijaniu wprawia się rękami w ruch. Ruch przekręcenia cylindra jest tożsamy z modlitwą. Za murami klasztoru stoją handlarze i sprzedają wygrzebane z ziemi starocie. Grisza wypatrzył tam niemieckie bagnety i japońską broń.
Muszę na chwilę przerwać mój opis, gdyż właśnie stoimy na parkingu przy bazarze, a całkiem blisko nas rozbrzmiewa...:

„Deszcze niespokojne… potargały sad… a my na tej wojnie… ładnych parę lat…”

Tysiące kilometrów od naszego kraju, w starożytnej stolicy kraju Czyngis Chana, wśród stepów Mongolii usłyszeliśmy tytułową piosenkę z serialu „Czterej Pancerni i pies” puszczaną z magnetofonu kasetowego… Było to niesamowite przeżycie i choćby dla tej chwili warto było przejechać pół Europy i drugie tyle Azji.
(…)
Właśnie Handa poczęstował nas kumysem. Kumys, po mongolsku ajrag, jest to napój koczowników przyrządzany ze sfermentowanego mleka klaczy o niewielkiej zawartości alkoholu. Po raz pierwszy mieliśmy okazję spróbować tego napoju i stwierdziliśmy, że jest całkiem smaczny – lekko kwaskowaty i bardzo orzeźwiający.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz