Red Lantern Guesthouse, Pekin
Oto nadszedł ostatni dzień pobytu w Pekinie, a tym samym ostatni dzień naszej wyprawy. Jutro o 11:50 wylatujemy do Warszawy. Grzesiek zapisał się kurs gotowania i tak się złożyło, że będzie jedynym uczestnikiem, więc może sobie sam wybrać potrawy. Padło na rybę na parze po kantońsku, smażoną wieprzowinę, bakłażana i zupę chilli. Ja w tym czasie mam zamiar pochodzić po sklepach, wysłać ostatnią pocztówkę i pofotografować hutongi, tym razem za dnia.
Popołudnie
Poszłam wysłać ową czternastą kartkę, na której dopiero dziś dopisaliśmy adres i cóż się okazało? Mój znaczek-kod miał wczorajszą datę, a dziś naklejano już znaczki-kody z datą dzisiejszą, a więc mój kod był nieaktualny. Musiałam wydać jeszcze raz 4,5 juana na kod z dzisiejszą datą. W tym kraju panuje dużo dziwnych zasad, które bardzo utrudniają życie ludziom. Na przykład: bilety na metro kupuje się na stacji przy czym bilet ten, jak się wczoraj przekonaliśmy, ważny jest tylko w dniu zakupu i tylko na stacji, na której zakup ten został dokonany.
Kiedyś kupiliśmy sobie cztery bilety, żeby mieć od razu na powrót. Okazało się, że nie możemy ich wykorzystać na innej stacji, nie możemy ich również zwrócić ani wymienić. Musieliśmy kupić nowe, a tamte wyrzucić, mimo że są to bilety wielokrotnego użytku, które po wyjściu z metra są zatrzymywane w bramce, a pod koniec dnia są wyciągane i ponownie sprzedawane. Nasze poszły do kosza.
Kiedyś kupiliśmy sobie cztery bilety, żeby mieć od razu na powrót. Okazało się, że nie możemy ich wykorzystać na innej stacji, nie możemy ich również zwrócić ani wymienić. Musieliśmy kupić nowe, a tamte wyrzucić, mimo że są to bilety wielokrotnego użytku, które po wyjściu z metra są zatrzymywane w bramce, a pod koniec dnia są wyciągane i ponownie sprzedawane. Nasze poszły do kosza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz